Dzieciaki kaszlące i z katarem cały zeszły tydzień spędziły w domu. Mieliśmy duuużo czasu do zagospodarowania.
Najpierw poprosiłam żeby zrobiły projekt:
A potem wyciągnęłam z szafy materiałowe skarby, ścinki, tasiemki od kwiatków, gąbkę, sznureczki itp i zaczęło się dobieranie składników na rybki. Po chwili podłoga zmieniła się w wielkie pobojowisko, a ja nie mogłam się wyrobić przy maszynie do szycia.
Z kawałka kijka, sznurka i drucików zrobiłam im wędki. I zaczęło się łowienie. Każda rybka miała swoją punktację, bo były łatwiejsze i trudniejsze do złowienia w zależności od ilości wystających falbanek, pasków lub ażurów za które mógł się zaczepić haczyk.
Zabawa była fajna, ale technologia jednak za skomplikowana dla wieku 5-6 lat. Tak sobie myślę, że zamiast zszywać materiał i wypychać go kawałkami gąbki równie dobrze można było wyciąć kształt ryby z gąbki i doklejać do niego klejem na gorąco różne różności. Miałyby więcej frajdy z samego robienia.
PS Babcia rysunki z pieskami dostała na razie wirtualnie, bo jest daleko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz